![]() |
Fot. Agnieszka (Kosińska) Marciniak Photography, A.M. Kośmiccy Fotografia, Jagoda Gramala Fotografia, Iryna Mazura photography & art |
Mlecznego cykli ciąg dalszy.
Ponad 4 miesiące temu odbył się I Piknik Laktacyjny na Polnej, który organizowałam wraz z Ginekologiczno-Położniczym Szpitalem Klinicznym Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Na tym, pikniku rozdałyśmy nagrody laureatkom konkursu na Mleczną historię, jedną z nagród była publikacja tejże historii a kolejną, piękna mleczna sesja ufundowana przez A.M. Kośmiccy Fotografia oraz Jagoda Gramala Fotografia.Tak jak już napisałam w poście MLECZNE HISTORIE - JAK TO BYŁO ZE MNĄ
Raz w miesiącu będę Wam przedstawiała jedną z tych wzruszających opowieści.
![]() |
Fot: Jagoda Gramala Fotografia |
Dziś poznajcie Ewelinę!
Jej historię wybrałam jako pierwszą, bo mówi o tych najważniejszych obawach i o wsparciu, którego czasem brak, oraz o mężczyznach którzy stoją w cieniu niedocenieni, a są nam często nieocenioną pomocą.Każdy początek jest trudny... i strach ma zawsze wielkie oczy, czyli moja mleczna historia.
Na temat karmienia piersią napisano już sporo. Buszując po Internecie możemy dokopać się do wielu badań przekonujących, że dzięki mleku matki dzieci są zdrowsze, lepiej się rozwijają, w przyszłości mają mniejsze problemy z nadwagą, a nawet, że są bardziej inteligentne. Jeśli poszukamy wystarczająco głęboko, możemy znaleźć również publikacje naukowców przekonujących, że wszystko to opiera się na badaniach, których metodologia pomija wiele istotnych aspektów rzucających zupełnie inne światło na sprawę. Trudno odnaleźć się w gąszczu sprzecznych informacji i argumentów, którymi przyszłe mamy bombardowane są ze wszystkich stron, a przede wszystkim trudno zachować tak ważny dla "ciężarówek" oraz młodych mam spokój.
Czytając na temat karmienia piersią wszystko, co tylko wpadło mi w ręce natknęłam się na informację, że przeszło dziewięćdziesiąt procent pierworódek nie potrafi poradzić sobie z karmieniem. Niestety w grupie moich krewnych i koleżanek, które urodziły w podobnym czasie co ja, statystyka ta się potwierdza. Spośród dużej grupy bliskich mi młodych mam jestem obecnie jedyną, której udało się przetrwać pierwszy miesiąc. Jedyną, która wciąż karmi. Przyczyn porażek było bardzo dużo, a każda z nich stała się źródłem nowych teorii na temat karmienia i argumentów za tym, jakie to karmienie butelką jest praktyczne, wygodniejsze i lepsze. Pomijając fakt, że gdy karmimy mlekiem w proszku łatwiej wyrwać się gdzieś samej, zostawiając dziecko z tatą lub dziadkami, nie widzę żadnych zalet takiego rozwiązania, ale co ja tam wiem - nie karmiłam butelką i szczerze mówiąc bardzo się boję momentu, w którym będę zmuszona zacząć.
Początki karmienia piersią były trudne. Kiedy naszedł wreszcie ten długo wyczekiwany dzień, dzień porodu, myślałam o tym, żeby jak najszybciej rozpocząć karmienie. Niestety, okazało się, że moja córeczka spędzi pierwszą dobę z dala ode mnie. Byłam zdeterminowana. Za wszelką cenę chciałam ją nakarmić. Po kilku godzinach bezsennej nocy, obolała i zmęczona, udałam się na oddział neonatologii. Z pomocą pań położnych udało się! Zosia otrzymała ten jakże cenny pierwszy pokarm, siarę. Wcześniej jednak dostała sztuczne mleko z butelki. Dużo czytałam o tym, że podawanie w początkowym okresie dziecku do ust czegokolwiek poza sutkiem może utrudnić mu opanowanie ssania piersi. Bardzo bałam się, że te komplikacje uniemożliwią mi karmienie, ale ostatecznie wszystko się jakoś ułożyło.
Fot: Jagoda Gramala Fotografia
Pisząc z perspektywy mamy, której jak dotąd idzie całkiem nieźle, chciałabym się skupić na kwestiach, które w mojej ocenie poruszane są najrzadziej. Jeśli komuś naprawdę zależy na tym by karmić piersią, to jest w stanie bez większego problemu dotrzeć do informacji na temat tego, jak pokonać wszelkie techniczne problemy (prawdę mówiąc, ze wszystkich moich koleżanek tylko jedna miała naprawdę solidny argument za tym, żeby nie karmić; były to problemy dermatologiczne niezależne od ciąży). O ile w czerpaniu wiedzy na temat macierzyństwa nie ograniczamy się tylko do tego co wiedzą nasze mamy, którym często karmienie piersią również się nie udało i do dziś nie wiedza dlaczego, znalezienie odpowiedzi na pytanie jak poradzić sobie z takim czy innym problemem nie jest specjalnie trudne. Są jednak dwie zasadnicze kwestie, o których mówi się rzadko, a nawet jeśli już, to zdecydowanie za mało. Pierwsza z nich dotyczy największego problemu z jakim zetknęłam się ja.
O ile moja babcia dokarmiała swoimi piersiami dzieci sąsiadów, o tyle mama, zarówno w przypadku moim, jak i siostry, poddała się z powodu kolek (sic!). Ponieważ cztery miesiące przede mną urodziła moja siostra, która również bardzo szybko się poddała, dla odmiany z powodu strachu, że jej córeczka "nie dojada", w ostatnich miesiącach ciąży byłam bombardowana teoriami, że to genetyczne (sic!) i że mi z pewnością też się nie uda. Jak przekonuje mój mąż, psycholog, w wychowywaniu dzieci nic nie jest tak ważne, jak poczucie matki, że jest kompetentna (a ściślej, poczucie dziecka, że mama wie co robi, ale jedno wynika z drugiego). Chyba żadnej młodej mamy nie muszę przekonywać, że nikt ani nic nie potrafi tak niszczyć tego poczucia, jak własna matka, jej pouczenia, zarzuty i wyrzuty, które jakkolwiek powodowane często (mam nadzieję) najszlachetniejszymi intencjami (dobrem córki i wnuczki/wnuka) wyrządzają często olbrzymie szkody. Myślę też, że nie jestem jedyną kobietą, której wpuszczanie wyrzutów mamy jednym uchem i wypuszczanie drugim nie przychodzi z łatwością. Jakkolwiek kocham moją mamę i uważam za cudowną osobę (bo nie chcę, żeby to co piszę zabrzmiało jakbym wyszła spod skrzydeł jakiejś jędzy), tak muszę otwarcie powiedzieć, że moim największym problemem dotyczącym karmienia było utrzymanie wiary w to, że mi się uda, gdy regularnie tą wiarę podkopywała. Wiem, że nie robiła tego celowo i wiem, że wynikało to z troski, co więcej doceniam tą troskę i cieszę się, że się martwi. Możliwe, że wiele mam nie miało takiego problemu, ale wierzę, że nie jestem jedyną, która się z nim mierzyła, a w tej kwestii niełatwo znaleźć pomoc nawet w poradni laktacyjnej. Jak więc sobie z tym radzić? Tego właśnie dotyczy druga z zapowiedzianych przeze mnie kwestii.
Prawdopodobnie metod jest wiele. Niektórzy pewnie doradzą szczerą rozmowę z mamą, w skrajnych przypadkach terapię psychologiczną. Moim sposobem, który w zasadzie nie ja wybrałam, a który sam wybrał mnie było po prostu wsparcie męża. Do dziś zarzeka się, że robi to dla mnie i dziecka, a nie po to, by mieć pretekst, żeby nie musieć wstawać na nocne karmienie (bo przy karmieniu piersią, w przeciwieństwie do karmienia butelką wiele nie pomoże). Ciąża jest dla nas, kobiet bardzo dużym wyzwaniem, ale nie wdając się w licytacje na temat tego, dla kogo bardziej, trzeba przyznać, że i rola mężczyzn nie kończy się na zapłodnieniu. Samo znoszenie naszych humorów jest dla nich nie lada wyzwaniem, a co dopiero okazywanie nam ciągłego wsparcia i troski nawet w chwilach, w których jesteśmy bliskie zatłuczenia ich z powodu tego, że za głośno patrzą ?. Nieocenioną pomocą jest ich ciągłe podziwianie tego jakie jesteśmy dzielne i zapewnianie, że dalej będziemy sobie radzić tak samo świetnie albo i lepiej niż dotychczas.
W moim przypadku wsparcie męża było bardzo potrzebne również, kiedy brakowało mi cierpliwości. Bywało, że córka po godzinnym "wiszeniu na piersi" znowu domagała się jedzenia. Nie miałam chwili, żeby zjeść, czy zrobić kilka łyków wody. Wtedy pojawiały się myśli "może mam mało pokarmu, albo jest niepełnowartościowy". Do pionu stawiał mnie mąż, podziwiając i chwaląc za wytrwałość. Nagrodą był cudowny, słodki uśmiech córeczki, z którym po kilku godzinach spędzonych przy piersi zasypiała.
Fot: Jagoda Gramala Fotografia
Ostatecznie nie wiem, czy z biologicznego punktu widzenia karmienie piersią jest dla dziecka znacząco lepsze. Nie doświadczyłam karmienia butelką, więc nie wiem co lepsze od strony praktycznej. Mój mąż przekonuje, że pierś jest lepsza z punktu widzenia psychologii. Nie ma to dla mnie wielkiego znaczenia. Niezależnie od tego jaka jest prawda, z pewnością jest to wspaniała przygoda, dostarczająca niesamowitych chwil z dzieckiem. Z tymi kobietami, które próbować zamierzają chciałabym podzielić się kilkoma radami:
- Uda Ci się
- Jeżeli myślisz, że naprawdę w Twojej sytuacji nie da się karmić piersią, to na 90% się mylisz
- Jeżeli boisz się, że Ci się nie uda, patrz pkt. 1 ?
- Nie ulegaj niczyjej presji. Nasze mamy naprawdę nie wiedzą wszystkiego lepiej, a koleżanki którym się nie udało trudno uznać za autorytet w tej dziedzinie.
- Jeśli nie znasz swojego partnera na tyle, by mieć pewność, że w każdej chwili będzie Cię wspierał, to przygotuj go do tej roli odpowiednio wcześnie, zanim Twoje hormony będą podpowiadać Ci, żebyś posłużyła się w tym celu nożem kuchennym
- Jeśli Ci się nie uda, to się nie przejmuj. Nie uczyni Cię to "gorszą matką".
Ewelina Szczepaniak
Ja się do tych rad z całego serca dołączam, bo są bardzo mądre.
A jak się Wam podoba opowieść Eweliny?
Dajcie znać w komentarzach co sądzicie.
Pozdrawiam,
Zaiana
PS.
Jeśli karmisz, bądź masz za sobą już swoją przygodę z karmieniem i chcesz się nią podzielić, to spisz ją, wraz ze swoimi przemyśleniami, problemami, radami, dołącz kilka zdjęć i wyślij na adres zaiana@instrukcjepoprosze.pl
Pamiętajcie też o wyrażeniu zgody na publikację.
Opublikuję najciekawsze.