Dawno mnie nie było co?
Bardzo Was przepraszam, że tak długo nie dawałam znaku życia, nie pisałam, nie publikowałam na blogu!
Ale muszę Wam się przyznać, że macierzyństwo mnie przytłoczyło. A może to życie? Sama nie wiem!
Macie tak czasem, że dopada Was zimowa depresja, tuż przed pierwszymi oznakami wiosny?
No, ja tak mam. :-/
Mam dla Was rozpoczętych kilka naprawdę fajnych, ciekawych postów, bo wiele się w między czasie wydarzyło, ale niestety nie udało mi się ich skończyć. Zbrakło czasu!
Dlatego dziś będzie troszkę narzekania, a co!
Naprawdę szlag mnie trafia jak pomyślę ile nas ominęło, ile okazji przepadło, ile słonecznych dni musieliśmy spędzić w domu, ilu ludzi rozczarowałam! :-(
Od kilku miesięcy zmagamy się ze wstrętnym wirusem, który jak jakieś fatum wraca wciąż i wciąż. Uporczywie się za nami ciągnie i gdy już się wydaje nam, że wyszliśmy na prostą, on podstępnie wraca i burzy wszystkie plany i nadzieje.
Najgorsze były ostatnie tygodnie. Ignacy tydzień walczył z wysoką, nieustępującą gorączką.
Pierwsza trudność, to było sprawdzenie temperatury. Mamy w domu trzy termometry, rtęciowy, elektryczny i na podczerwień. rtęciowy i elektryczny odpadły w przedbiegach, bo Ignacy nie miał dość cierpliwości by pozwolić zmierzyć sobie temperaturę w pupce czy pod pachą. Został nam ten zbliżeniowy na pod czerwień, ale ten znowuż rzadko pokazywał dwa razy ten sam wynik. :-( I bądź tu mądry!
Kupujesz sprzęt za dwie stówki, a on działa jak chce! Grrr!
Lekarz doradził nam taki do ucha, jednosekundowy.
Jest kilka firm, wybraliśmy jedną, też nie jest idealny, ale przynajmniej nie zawyża temperatury.
A warto pamiętać, że zbijamy temperaturę dopiero powyżej 38,5st C.
Poniżej 38,5st C organizm dziecka sam sobie radzi z walką i warto mu na to dać szansę.
Niewiarygodne jest to, jak pogodne potrafi być dziecko z gorączką. Wierzcie mi, że bywały chwile, że gdybym wcześniej nie zmierzyła temperatury, to nigdy bym nie uwierzyła, że skacze i psoci wokół mnie chore dziecko! Owszem, był bardziej marudny niż zwykle, bardziej przytulaśny, wymagał więcej uwagi i nie pozwalał oddalić mi się na krok. Ale jednocześnie psocił, wygłupiał się, zrobił pierwsze samodzielne kroczki, żartował po swojemu. My dorośli nie mamy tyle energii i pogody ducha gdy dopada nas choroba, ale o tym później.
Mały praktycznie przestał jeść wszystko poza piersią i wodą, było złe, wywoływało płacz i lądowało na ziemi.
Najgorzej było w nocy, gdy temperatura podskakiwała naprawdę wysoko.
Jest wiele sposobów na radzenie sobie z gorączką.
- Nam doradzono okłady z wody z octem, ale Ignacy reagował na nie jak oparzony, więc odpuściliśmy;
- Nie odmawiał kąpieli, więc często ją przedłużaliśmy bo łagodziła gorączkę. Robiąc kąpiel maluchowi z gorączką, pamiętajcie by nie nalewać zbyt chłodnej wody. Lepiej by temperatura była taka jak zwykle a dziecko zostało w wodzie trochę dłużej, wtedy woda wychładza się stopniowo i nie powoduje dyskomfortu dla dziecka;
- Bardzo dobrze na regulacje temperatury u dziecka ma kontakt skóra do skóry, więc często się tuliliśmy i karmiliśmy piersią;
- Mały spał w bodziaku z krótkim rękawkiem albo w samej pieluszce, a ubierałam go dopiero gdy temperatura spadała poniżej 38 stopni;
- Kilka razy dziennie wietrzyliśmy pokój, a nawilżacz chodził właściwie całą noc.
- Ponieważ temperatura była wysoka i niestety się utrzymywała, wspomagaliśmy się lekami. Podawaliśmy na początku naprzemiennie Pedicetamol z Nurofenem co 4 godziny, ale zwykle mały połowę albo wypluł, albo zwymiotował, więc przerzuciliśmy się na czopki Nurofenu i te naprawdę szybko pomogły.
Mijał kolejny tydzień, mały wyzdrowiał, ja jeszcze trochę miałam zatkane ucho, zaraził się mąż. Dostał silnych napadów kaszlu i bardzo wysoką gorączkę, wymioty.
Zbliżały się święta i roczek a my nie byliśmy kompletnie przygotowani. Ale w święta niespodzianka! Arturowi się polepszyło, mały był zdrowy, więc korzystaliśmy z pięknej pogody robiąc sobie piesze wycieczki.
W niedzielę obeszliśmy jezioro Malta i Nowe Zoo w Poznaniu. Ignacy z radością obserwował i poznawał nowe zwierzątka.
W poniedziałek wybraliśmy się nad jezioro Kierskie by zobaczyć jak nurkowie dzielą się pod wodą jajem, a klub morsów kompie się w tej zimnej wiosennej wodzie i urządza sobie wesołe konkursy, potem pojechaliśmy jeszcze na Golęcin i jezioro Rusałkę na spacer.
Wróciliśmy do domu pełni energii i nadziei. Następnego dnia byliśmy na kontroli u lekarzy i choć mąż musiał dostać antybiotyk to byliśmy szczęśliwi bo pediatra stwierdził, że Ignaś już zdrów.
Szczęśliwi zabraliśmy się do porządków gdyż nasz dom wyglądał jak pobojowisko. Niestety szczęście nie trwało długo, u Artura wkrótce pokazały się kolejne oznaki choroby, a jego rodzice zadzwonili z informacją, że nie opłaca im się przyjeżdżać na roczek wnuka. To Ci sami z postu Dzień Babci i Dziadka - prezent szybko i tanio - DIY. Lubią się chwalić wnukiem, ale liczyć to na nich nie można.
Nastrój się popsuł, ale nie dawaliśmy za wygraną. W następnym dniu wirus dopadł mnie ze zdwojoną siłą, gorączkowałam cały dzień i noc.
Wiecie jak to jest gdy jesteście chorzy, dziecko wymaga uwagi, dom sprzątania, wy nie macie ani odrobiny sił, a pomoc nie nadchodzi? Człowiek się czuje jakby bogowie się uwzięli.
Ale wiecie co? Daliśmy radę! Mąż, gdy ja trzęsłam się w gorączce, wysprzątał całą kuchnie, pomył okna, doprowadził do ładu korytarz.
![]() |
Dodaj napis |
Choroba w kolejnych dniach trochę nam odpuściła i roczek się odbył :-) Ignacy obserwowała zmianę otoczenia, rozstawianie stołów, zdziwiony witał gości wręczających mu koperty. Swoją drogą uważam, że dziwnym zwyczajem jest wręczanie dziecku kopert z kartkami i pieniędzmi. No bo co on ma zrobić z taką kartką?
![]() |
Ignacy ze swoją chrzestną mamą jak zwykle się wygłupiają |
Kilka razy sugerowałam by zamiast kartek, zrobili stronę do książeczki manipulacyjnej, ale niestety tylko jedna osoba ją zrobiła. Szkoda, mały by miał fajną pamiątkę, którą mógłby się bawić.Wiem, że chcą dobrze. Do kartki łatwiej włożyć kasę, a rodzice niby lepiej wiedzą co dziecku się przyda. Pewnie, że wiemy! Część przeznaczę na kupno materiałów do książeczki manipulacyjnej, za voucher pewnie kupimy ciuszki, a reszta pójdzie na naprawę auta. Nigdy nie ufajcie rodzicom! :-D
Już popołudniu w sobotę Ignacy zaczął pokaszliwać, wieczorem pojawiła się gorączka i gluty z nosa, konieczna była kolejna wizyta u pediatry.
Na dzień dzisiejszy gorączka nam odpuściła i pozwalamy sobie na spacery, ale nocami mały kaszle, rzuca się, wyzywa, więc chodzę jak to zombi i czekam na koniec świata by odespać.
A jak wy sobie radzicie z kryzysami?
Możecie liczyć na pomoc bliskich?
Was też gromi grypa?
Napiszcie parę słów.
Pozdrawiam,
Zaiana